środa, 31 grudnia 2014

Pewnego dnia

Im dłużej pracuję z Amerykanami i im więcej wiem o tym kraju, tym bardziej jestem nim zafascynowana i myślę, że mogłabym tam mieszkać. Nie wiem czy na stałe, być może. Póki co marzy mi się, żeby pojechać, zobaczyć, doświadczyć...
Rozmawiam z Amerykanami niemal codziennie. Są pozytywni, optymistyczni, mili. Ten ich small talk to coś uroczego. Uwielbiam "How are you?" (tak, wiem, że nie pytają bo ich to obchodzi i nie oczekują tu listy żali na pracę, płacę i zdrowie- i to mi się właśnie podoba!) i "I would really appreciate this.".
Tak, wiem, nie jest to kraj idealny - strzelaniny, przestępczość i sporo rasizmu, wbrew tej ich poprawności politycznej. Ale jakoś nie mogę przyjąć postawy ze znanego polskiego filmu "Chodzi o to żeby te plusy nie przysłoniły Wam minusów.".
Toteż kultywuję sobie i pielęgnuję ten mój zachwyt. I obiecuję sobie, że pewnego dnia tam pojadę, choćby tylko na wakacje!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

I po świętach

Ja to ostatnio z wpisami spóźniona tak jak ten śnieg na święta. Wziął i spadł właściwie już po. Ale nie ma co marudzić, mógł nie spaść wcale, a tak to przynajmniej ta zima przestała być jesienią wreszcie.
Święta minęły szybko niezmiernie i całkiem przyjemnie. Nawet lektury zostały uzupełnione przez męża nieocenionego (dostałam "Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk- kawał książki to jest).
Obżarstwo, filmy, seriale, planszówki i książki - definicja jakże udanych dni świątecznych.
Obiecuję poprawę w kwestii długości i jakości postów, ale to jak już wrócę do normalnego rytmu dnia ;)

wtorek, 9 grudnia 2014

Jesienne czytadła

Ostatnio dopadł mnie jakiś dziwny jesienno-zimowy nastrój. Nie nie, nie można tego nazwać jesienną chandrą, nic podobnego. To raczej coś jak niemoc z przełomu jesieni i zimy. Najchętniej zaległabym z książką pod kocem, wzięła w dłoń kubek herbaty z cytryną (opcjonalnie można do niej dorzucić nieco pachnących latem malin) i czytała, nie wyściubiając nosa spod tego koca. Do takiego zalegania całkiem dobrze przydaje się mężowska bluza - ciepła i zdecydowanie zbyt luźna.
I broń Boże nie wiąże się to z podłym nastrojem (a już zwłaszcza dziś, kiedy za oknem świeci słońce i skrzy się na trawie pokrytej resztkami szronu). Humor mam całkiem niezły, tylko taki jakiś mocno rozlazły i niesprzyjający aktywności (do aktywoności zalicza się również wychodzenie do pracy spod tego ciepłego koca).
Lektury też ostatnio pociągają mnie dopasowane do nastroju. Najchętniej zaczytuję się ciepłymi, może nawet nieco przesłodzonymi, historiami, zaliczanymi do literatury obyczajowej, choć bywa, że mają w sobie nutkę romansidła (ale bez przesady!). Chętnie napisane z humorem (szczególnie dobrze wspominam "Jestem nudziarą" Moniki Szawaji- całkiem nieźle się przy niej uśmiałam).
Jeśli więc ktoś ma jakiś ciekawy pomysł na podkocykową lekturę z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych, to każda porada mile widziana :)
A poza tym: Tak, zamierzam walczyć z tą rozlazłością, zwłaszcza, że święta za pasem. Tyle że póki co przyjęłam strategię "zaczytać rozlazłość do znudzenia" i sprawdzam czy działa ;)

czwartek, 4 grudnia 2014

Powrót

Niesamowite. Ależ minęło, śmignęło, zleciało. Rok przetoczył się z siłą huraganu i już znów ma się ku końcowi. Kiedy w końcu przypomniałam sobie o "tutaj" i spojrzałam na datę ostatniego posta nie mogłam opanować zdumienia. Już tyle czasu... Kusiło mnie nawet, żeby odczekać jeszcze ten miesiąc i wykonać come-back z wielkim hukiem, ale nie... Zbyt długo z tym zwlekałam. Lepiej wrócić po ciuchutku i wsunąć się w dobrze znaną formę i treść, jak w ulubione kapcie. Znów z kubkiem herbaty lub ukochanej kawy, dokładnie tak jak ostatnio, kiedy tu zaglądałam.
Uśmiecham się do Was na peryferiach po niemal roku milczenia.
Wróciłam.