środa, 25 marca 2015

Perspektywa

Ostatnio splot bieżących okoliczności dał mi nieco do myślenia. Udało mi się dzięki temu dojść do wniosków, które dla Was są pewnie oczywiste i zupełnie zwyczajne. Otóż w swej naiwności żyłam w przekonaniu (jakoś tak bezrefleksyjnie zupełnie), że ze stanowiskiem czy pozycją związany jest autorytet. Wydawało mi się, że jeśli ktoś został postawiony na jakiejś pozycji przez innych to z całą pewnością na to zasłużył, jest odpowiednią osobą na właściwym miejscu. I jakoś tak ślepo wierzyłam, że taka osoba ma odpowiednią wiedzę, kwalifikacje, że można się sporo od niej nauczyć, nawet jeśli doświadczenie ma w gruncie rzeczy niewielkie i sama jeszcze ciągle się uczy.
Nic bardziej mylnego. Zwłaszcza w naszym niedoskonałym korpo-świecie. To, że ktoś znalazł się w danej pozycji i na pewnym stanowisku może, ale wcale nie musi, oznaczać, że się do tego nadaje, ma wiedzę, umiejętności, doświadczenie. Nie będę się tu rozpisywać o "pleacach" i teoriach spiskowych, prawda jest jednak taka, że wieloma awansami, zmianami stanowisk, rządzi przypadek, konieczność, potrzeba. I osoba, która pnie się po szczeblach wcale nie musi się do tego nadawać, być do tego gotową. Prawdą jest również, że doświadczenie życiowe, którego nie sposób nabyć na szybko i na już, też jest istotne w wielu sytuacjach. I tego akurat nie przeskoczy się naprędce zrobionymi szkoleniami czy pogadankami.
Nie zrozumcie mnie źle, nie chciałam tutaj wylewać żali ani sadzić gorzkich refleksji - to zupełnie nie tak. Po prostu ta niby prosta i oczywista prawda uderzyła mnie zupełnie tak, jakby ktoś do tej pory ją skrzętnie przede mną ukrywał. I to jest takie dziwne, nieco zabawne uczucie. Być może jest to efekt jakiejś mojej naiwności, a może mojego przekonania, że kiedy coś się robi należy dołożyć wszelkich starań, być najlepszym, a za rzeczy, o których nie ma się pojęcia w ogóle nie należy się brać.
Właściwie z dwóch powodów chciałam o tym napisać - po pierwsze dlatego, że to nagłe olśnienie było dość zabawnym i odświeżającym doznaniem. Po drugie - bo pomyślałam, że być może jest jeszcze gdzieś jakiś inny idealista mojego pokroju, który dozna podobnego olśnienia po przeczytaniu tych kilku zdań. A uważam, że taka świadomość jest bardzo potrzebna - żeby nie brnąć ślepo w zaułek za autorytetem, który zupełnie nim nie jest i żeby nie przejmować od innych błędnych zachowań i postaw - bo przecież skoro stoją wyżej to na pewno wiedzą co robią. Otóż nie zawsze, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi! Odświeża i znacznie zmienia perspektywę, nieprawdaż? :)

2 komentarze:

  1. Oj, prawdaż, prawdaż... W naszym budżeto-świecie dzieje się tak samo i też przeszłam przez ten moment olśnienia. O tempora, o mores...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, droga Pyzo, że o Tobie pomyślałam publikując ten post? Mając w pamięci rozliczne nasze rozmowy, nasunęło mi się, że Ty też to znasz. Pewnie nawet bardziej. O tempora...

      Usuń