piątek, 12 lipca 2013

Oswajanie tramwaju

Niniejszy post, ludziom, którzy od maleńkości są z tramwajami za pan brat i którzy robili prawo jazdy w tramwajowym mieście, może się wydać zabawny. Ale tak naprawdę sprawa jest śmiertelnie poważna i śmiać może się tylko jakiś bezduszny człowiek bez empatii i wyobraźni.
Jadę sobie dziś beztrosko ulicami mego już miasta. Słońce lekko oślepia, muzyczka cicho gra, autko sobie mruczy - żyć nie umierać. Aż tu zauważam ciemne chmury na horyzoncie. Dosłownie i w przenośni. Okazuje się bowiem, że panowie drogowcy uprzejmie tak poustawiali pachołki i przemieścili tym samym mój pas ruchu, że trza mi wjechać na tory tramwajowe. Skoro panowie drogowcy tak postanowili, wiem skądinąd, że tak można, a kierowca przede mną śmiało pruje do przodu, to i ja przezwyciężam swoje obawy. Zwłaszcza, że rozstaw kół nawet pasuje do szyn. Mknę więc dalej, licząc, że przemknę feralny odcinek bez większych komplikacji. Kierowca przede mną nie zdradzał żadnych obaw, że coś sobie urwie, nie przeszkadzały mu metaliczne trzaski spod kół (widać nie pierwszyzna), jechał więc szybciej i rychło zniknął mi z oczu. I już, już dojeżdżam do miejsca, gdzie panowie drogowcy uprzejmie pozwalają mi zjechać na własny pas, już widzę to Eldorado, już prawie oddycham z ulgą, że się udało... O MATKO! Tyle zdążyłam pomyśleć widząc nadciągający z naprzeciwka, niczym ociężała nieco Nemezis, tramwaj.
Wicej nie zdążyłam pomyśleć, bo od razu sobie uświadomiłam, że wcale nie będę miała z nim czołowego zderzenia. Znajdował się bowiem, nie uwierzycie, na torze obok. Zrobiłam uff, otarłam pot z czoła i z lekkim dyskomfortem minęłam się ze zgrzytającą machiną. Zjechałam na własny pas, dochodząc do wniosku, że nie taki tramwaj straszny. Milusie to takie "stworzonko", sunie sobie statecznie przed siebie, zgrzyta, dzwoni, trzeszczy. I wcale nie ma morderczych zamiarów jak mi się dotąd wydawało.
Człowiek uczy się przez całe życie.

4 komentarze:

  1. Uważam, że my - ludzie prowincji - winni jesteśmy szacunek tym, którzy po tramwajowych miastach mają odwagę jeździć samochodem.Ja jeszcze do tego nie dorosłam i prędko nie dorosnę. Jak dla mnie albo auto, albo tramwaj;)Gratuluję więc koleżance po stokroć.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjedź Pyzo, to Cię nauczę. Okazuje się, że umiem, to co mam Cię nie nauczyć:) Będzie jak z nauką pływania - wciepnę Cię pod tramwaj i se radź!:D

      Usuń
  2. O kurna!To masz metody nauczania! Może od września też zacznę takie stosować...Tylko co ja mogę z tym moim przedmiotem? Chyba tylko obrzucić ich książkami i niech sobie radzą;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No koleżanko, bo gotowam pomyśleć, że nic Cię na studiach nie nauczyli;) Proszę sobie przypomnieć np. szacowną literaturę staropolską. Jaka była metoda? Gigantyczna lista lektur i kolokwia z odpowiednich partii, złożone ze stosownych pytań. I niech sobie radzą. Możesz spróbować wdrożyć w polskiej szkole:D

      Usuń